Dwaj najwięksi tyrani ziemi: przypadek i czas.
Zwykłe street foto. Anonimowa kobieta przechodząca przed Centre Georges Pompidou uchwycona (raczej bez jej wiedzy) na karcie pamięci mojego aparatu. Dnia 14 czerwca 2008 rok, godzina tuż przed 20.00… Pewnie nawet nie dowie się nigdy, że takie małe wyróżnienie ją spotkało i została po 6 latach od tej chwili bohaterką mojego bloga. Nobilitacja może raczej nie specjalnie duża…
Czym innym jest zrobienie zdjęcia tego, jak wygląda dana osoba, a czym innym jest zrobienie portretu tego, kim jest.
Jak zwykle jednak w moim przypadku bywa zdarza mi się często zastanawiać się nad różnymi wątkami jakie niesie za sobą obraz chwili utrwalonej na lata przez fotografię. Od prostych pytań w rodzaju dokąd tak wtedy sobie szła, dostojnie wyprostowana, krokiem pełnym gracji acz chyba w pośpiechu lekkim. Po bardziej dogłębne i sięgające czasem choćby po dzień dzisiejszy – jak pytania: „kim dziś jest?”, „co robi teraz?”, „czy jest szczęśliwa?”, „czy czas jaki minął zmienił ją bardzo zewnętrznie?” ale i w szczególności „jak ten czas wpłynął na to w jaki sposób dziś świat postrzega i swoje miejsce w nim?”…
A może nawet „czy jeszcze żyje?” – w końcu tego z całkowitą pewnością też przyjmować nie mogę…
No cóż. Pewnie nie poznam odpowiedzi na żadne z powyższych pytań.
Za to pomyślałem sobie właśnie ile to razy każdy z nas jest w życiu nieświadomie bohaterem cudzej choćby tak krótkiej historyjki czy refleksji…
A może, co więcej, ilu z nas wpłynęło w jakiś sposób (bez najmniejszej wiedzy o tym) na życie kogoś lub choćby podejmowane w nim przez tę osobę wybory?
W końcu mając na uwadze teorię „efektu motyla” wszystko jest możliwe…