Parafrazując jedną z moich ulubionych piosenek mógłbym powiedzieć, że
„Internet killed The Letters Stars”.
Jest już ponad godzinka po północy i niespodziewanie wpadły mi w ręce listy jakie kiedyś dostawałem ale i pisałem – do… ale i od… kobiet różnych. Masa jest tych listów – chyba setki!
I wnet jakby to powiedział jeden z idolów w tychże listach szczególnie obecnej młodości mojej do głowy przyszły mi te słowa:
Nigdy nie będzie takiego lata
Słońce nie będzie nigdy już tak cudnie wschodzić i zachodzić
Księżyc nie będzie tak pięknie wisiał […]
Nigdy nie będziesz dla mnie miła taka […]
Nigdy Bóg nie będzie tak blisko
Tak czuły i dobry…
Na pohybel więc elektronicznym szybkim kontaktom napiszę w przerwie wertowania tych na papierze utrwalonych dawnych słów i sentymentów tak:
„e-mail”
między parą bliskich sobie ludzi jest oziębły,
e-mail nie pachnie już jego nadawcą,
zbyt szybko dochodzi, psuje napięcie
budowane kiedyś dniami oczekiwania,
listonosza sprowadził jedynie do roli faceta
co urzędowe oficjalne pisma i rachunki znosi,
e-mail aż tak nie cieszy, gdy się go posiądzie,
bo jest jak zbyt szybka i łatwo dostępna kobieta…
nie wyczekana i upragniona, lecz wzięta już po paru
minutach od słów swoich w przestrzeń
pomiędzy dwoma osobami rzuconych,
w e-mailu nie prześlesz zasuszonego płatka kwiatu,
kropla łzy twojej nad nim w smutku wylewanej
nie rozmaże atramentu pióra wiecznego
jakim z namaszczeniem kaligrafowałeś emocje swe,
i nawet najlepszy animowany emotikon
nigdy tej plamy nie będzie namiastką
Mam wielki sentyment do listów pisanych odręcznie, wysyłanych tradycyjnie. Przechowuję te kilkanaście, które w życiu dostałam. Ze wzruszeniem zaglądam do tych, które zostawili po sobie moi dziadkowie i pradziadkowie. Z drugiej strony mam na skrzynce parę e-maili pełnych emocji czy słów na które czekałam. I czasem sobie myślę, że e-mail sprawił, ze piszemy do siebie więcej i częściej!
To fakt. Maile zdecydowanie częściej się pisze. Są jednak za to one zwykle zdecydowanie krótsze niż listy.
List jak już się wysyłało to pisanie go związane było z dużo większym “namaszczeniem”. Ja zwykłem pisać je późnymi wieczorkami, przy odpowiedniej muzyczce a nawet specjalnym świetle w pokoju. List był dla mnie bardziej formą “rozmowy”, którą się prowadziło z nieobecnym jednak przy jego pisaniu rozmówcą. Zarówno zabieranie się już za niego, pisanie go, jak i zakończenie miały dla mnie niejako odświętny charakter… To było jakieś małe wydarzenie…
Dziś zaś piszemy dziesiątki maili i nawet te niesłużbowe w mojej ocenie jakoś mniej zapamiętywane są.
Tamte zaś chwile tworzenia tych “analogowych maili” do dziś bardzo żywo w pamięci posiadam i wciąż wspominam niezwykle ciepło…
Dziś można wykorzystać wyjątkowość, jaką stał się list i wykorzystać to do zrobienia komuś bliskiemu wielkiej niespodzianki 🙂