Szukałem miejsca w przedziale chodząc po całym pociągu. W większość przedziałów jednak ciemno, bo przecież noc a ludzie jadą gdzieś od Gdańska albo skądś tam…
Jeden szczegół jednak mój wzrok przykuł. Albo nie był to szczegół. W jednym z tych zaciemnionych przedziałów leżała sobie para młodych ludzi i splecieni byli w raczej miłosnym uścisku. Piszę “raczej”, bo przecież sam dobrze wiem i przekonałem się, że nieraz tak ładnie to niekiedy jest tylko na zewnątrz – dla ludzi. Choć oni wydawali się naprawdę naturalni. Ale to może tylko przerwa. My też robimy (co prawda coraz to rzadsze) przerwy w naszych kłótniach i wyglądamy a nawet zachowujemy się jak najszczęśliwsza na świecie para.
[Przed chwilą wyszedł ode mnie z przedziału facet i poszedł przesiadać się na Ostrowiec, na stacji w Skarżysku. Trochę pogadał a w zasadzie -liśmy o językach świata i ich brzmieniu, o obcokrajowcach w Gdańsku… Teraz weszły 2 baby i facet. Baby zajęły się gazetą. To chyba matka i córka. Nieważne, obie są grube i “zbabiałe” czyli niezbyt zostało im z kobiety. Za to facet od razu zasnął lub udaje, czy może chce zasnąć… Baby cieszą się ze swojej gazety…]
A co do poprzedniego wątku to dodam jeszcze, że czuję się bardzo zawiedziony, rozgoryczony i przegrany. Dlaczego nam nie wychodzi? Czy kłótnie, wyzwiska i awantury są nieodłącznym elementem rodziny? A może ja sobie tylko ubzdurałem taki idealny schemat rodziny a tak naprawdę jest on niewykonalny. Nie wiem jak ja mam się z tym wszystkim pogodzić, jak pogodzić się z życiem takim jakim jest i jak pogodzić się, ze sobą. Staram się poprawiać, zmieniać ale to tak mało daje. Takie marne rezultaty. To jest takie trudne. I pomyśleć, że kiedyś byłem taki z siebie zadowolony i to jeszcze całkiem niedawno…
A w ogóle to wszystko jest takie szare i zwykłe. Ludzie jadący ze mną w przedziale, ja, większość ludzi jakich znam a nade wszystko codzienność.
Przychodzimy i odchodzimy z tego świata łudząc się, że coś więcej znaczymy albo, że mamy tu jakąś misję do spełnienia. A tu gówno. Umieramy i nawet niewiele osób zauważa nasz brak, niewielu to obchodzi. Dla każdego z osobna to to życie jest niewiadomo jak cenne. I ten mocny instynkt samozachowawczy… Ale tak niewielu stawia sobie pytanie: dlaczego!? po co!? ile jeszcze!? Tylko żyją i żyją od tak, bo przecież się już urodzili.
Dość już tego wątku, bo i w nim nic nowego nie odkrywam. Stara bajka. Wyeksploatowane gówno! A poza tym to już Kielce tuż, tuż…
Nadmienię jeszcze, że celem mojego wyjazdu do Radomia byłą chęć kupienia sobie na zimę kurtki skórzanej. Niestety poprzednim razem wykupili mi wszystkie rozmiary a teraz znowu nie było odpowiedniego. Kupiłem sobie za to rękawiczki i umówiłem się z producentam na telefon, że mi uszyją – na sobotę za 3 dni…
Już Kielce! Pisania dość!